Podróż z dzieckiem wydaje się nie być aż tak wielkim wyzwaniem. Będziemy w tej części zamieszczać informacje, które wydają się nam ważne, interesujące, pomocne.
Dziecięcy podróżniczy know-how.
O języku, pamięci 4 latka i małych, wielkich tragediach.
17.01.2012 Gili Trawangan
What’s your name – Tosia
How old are You? – Four
Where are You from – Poland
How are You? – Good
Poza tymi zwrotami podczas naszej podróży Tośka nauczyła się jeszcze liczyć do dziesięciu po angielsku, mówić co chce kupić w sklepie oraz nazw kilku zwierząt i kolorów. Ostatnio wieczorem w pokoju prosiłam Michała żeby podał mi nożyczki. Poprosiłam go poangielsku żeby Tośka nie wiedziała o co chodzi bo już się kładła spać a zapewne jak zobaczyła by nożyczki przyszła by jej ochota na jakieś prace manualne. Niestety trick się nie udał bo słysząc słowo „scizars” odwróciła się i zapytała komu są potrzebne nożyczki! Kto wie ile jej zostanie w głowie po tym wyjeździe, ale pewne jest jedno – języków może się uczyć.
Na Gili Trwawangan ( 15.01.2012) dołączył do nas nasz znajomy Japończyk Hiro, którego poznaliśmy na Fidzi i którego Tośka specjalnie sobie ukochała. Bawiła się z Nim w oceanie, wiązała go swoją skakanką do palmy kokosowej jako psa i praktykowała inne tego typu zabawy. Teraz wyczekiwała go całe przedpołudnie. Jak przyjechał okazało się że w głowie naszego dziecka chyba nie minął żaden czas od chwili wyjechania z Fidzi. Jak gdyby ten czas był niebytem a Ona właśnie wczoraj poszła spać i dziś znów się spotkali. Hiro jest głosem jej psa, budują razem zagrody dla koni i jest więziony w klatce z krzesła. Ciekawa jest sprawa pamięci 4 latka. Bo często problemem jest zapamiętanie tak prostej i powtarzalnej czynności jak codzienne mycie zębów.
Małe wielkie tragedie dzieją się właściwie każdego dnia. Wczoraj na przykład problem był braku smyczy dla psa. Inne tragedie często wiążą się z Helutą, jej brakiem, pozostawieniem jej w pokoju, brakiem soku jabłkowego, chęcią zjedzenia Pineaple pancake a nie banana pancake i wieloma tak trudnymi kwestiami. Tosia ma chyba aktualnie 110 cm wzrostu, od wyjazdu waży cały czas 15kg ( wygląda jak szkielet) i w tym małym choć dość długim ciałku mieści się tyle namiętności ile mogło by się zmieścić w kilku innych naraz. Codzienność jest ciężka i Ona daje sobie z nią radę na tyle na ile może i na ile pozwala jej nieograniczona energia którą posiada. Więc czasem wielkie małe tragedie są również naszym problemem i często zapominamy że targają one małą czteroletnią dziewczynką. No cóż jeszcze dużo czasu nam zajmie żeby z tym zupełnie ok.
POWIEDZONEK TOSINA CD
15.01.2012 – Gili Trawangan.
Mama wybudujemy sobie dom nad morzem? I łódkę? Wy będziecie sobie „dajwować” a ja będę z dziadkami. Tata będzie napełniał silnik benzyną i będziemy pruć w morze. Proszę, proszę ! I jeszcze basen duży i mały taki z wulkanami!(chodziło o jakuzi)
No cóż chyba po przyjeździe musimy się przenieść nam morze.
14.01.2012 Gili Trawangan.
Gośka próbując w sposób niezauważony przez Tosię dostać nożyczki: „Mike, can you pass me the scissors? ” A Tosia na to: „chcesz nożyczki, czy co?”
11.01.2012 Padangbay, w przydrożnej knajpce: Te talerze są czerwone i zielone! Ale jazda!
10.01.2012 Jadąc samochodem do Denpasaru: Moja mama jest kochana jak szczypiorek.
17.11.2011 „A wszystko zaczyna się w naszych głowach”
Jesteśmy na Koh Tao, wyspie na wschodnim wybrzeżu Tajlandii. Z Bangkoku wyjechaliśmy o 19.30 autobusem, który o 3.35 rano dowiózł nas (znaczy Tośkę, Katkę, Michała, Adasia, Karolinę i mnie)do miejscowości Chumpon z której odpływają łódki na wyspę. Odpływają dopiero o 7.00. Szybko zajęliśmy jakieś miejsca na ławkach , rozłożyliśmy 2 karimaty które wozimy ze sobą na wszelki wypadek (właśnie taki wszelki jak ten) przekąsiliśmy jakieś snacki ze sklepiku (ja kupiłam bułkę typu „hamburger w kolejowym Warsie”) i poszliśmy spać. No może nie wszyscy bo Tośka raz leżąc raz tańcząc na karimacie obok mnie dotrwała do łódki nie przymrużając oka nawet na chwilę. Ona na szczęście spała całą drogę w autobusie w odróżnieniu od nas.
Znam taki obrazek. Rodzina z małymi dziećmi idzie do znajomych na obiad – z własnym przygotowanym dla nich jedzeniem. Bo M je tylko zupę pomidorową a D kluski z mięsem kurczaka. Nasze obawy, nawet jeśli je na początku mieliśmy, zostawiliśmy za sobą. Kierując się złotymi zasadami niektórych doświadczonych pediatrów powtarzamy że „dziecko samo z głodu nie umrze”.
Tośka od jakiegoś czasu jest „glonojadem”. W Tajlandii Katka pokazała nam takie glony jak do sushi – tylko w formie przekąsek, które jesz jak chipsy. W Nepalu Tocha zajadała się Dal Bath – tamtejszym tradycyjnym daniem składającym się z ryżu i sosu z soczewicy . Dodatkowo masz na talerzu curry, jakieś warzywa, ziemniaki. Tocha co prawda nie jadła tych ostrzejszych rzeczy, ale sam ryż z soczewicą bardzo jej przypadł do gustu. Jeżeli chodzi o jedzenie można by wymieniać długo nowe smaki które poznała. Jedne polubiła, inne nie. Czasem potrafi przez cały dzień nie zjeść nic. Nie martwimy się tym jakoś znacznie. Rośnie dobrze, jest coraz lepiej rozwinięta – znaczy wszystko ok.
Jeździmy z nią na długie trasy autobusami, rekord to 22 godziny. Pływamy szybkimi łódkami po oceanie – zasypia. Chodzimy w góry z nosidłem – słucha muzyki z iPoda na spółę ze mną. Śpi co kilka dni w innych miejscach, innych łóżkach – śpi całkiem nieźle. Zmieniamy strefy czasowe, latamy samolotami – jest dzielna, nie da się temu zaprzeczyć.
Ograniczenia siedzą w nas. Dzieci są super elastyczne i potrafią się dostosować do każdej sytuacji, byle miały poczucie bezpieczeństwa. Zatem jesteśmy 24 godziny na dobę razem. Czasem nie jest cukierkowo bo nasza córka nie należy do tych z łatwym charakterem. Były draki aż do wymiotów o ubieranie si w bluzy jak na treku w Himalajach podczas gdy my byliśmy skostniali z zimna, a ona biegała w krótkim rękawie. Nasze dziecko jest czasem niemożliwie brudne, czasem wieczorem nie umyje zębów bo zasypia wracając do domu, czasem nie zje nic przez cały dzień ale chyba w tym wszystkim jest szczęśliwa. Więc nie zamykajmy naszych dzieci w schematach które sami budujemy – dajmy im być szczęśliwymi na ich sposób, czasem ze stopami czarnymi od brudu.
Tęsknota za domem
Ponieważ ostatnimi czasy Tosina dopada tęsknota za domem, to dobrym pomysłem było wzięcie ze sobą zdjęć babć, dziadków, cioć i wujków, oraz nagrane przez niektórych ulubione jej bajki. Dzięki temu czasem ogląda zdjęcia, a wieczorami przed snem słucha ulubionych opowiadań.
Zatem jeżeli jedziecie gdzieś daleko i na długo , a nie ma tam internetu, to warto pomyśleć o rozwiązaniach pośrednich pomiędzy telefonem , a powrotem do kraju 🙂
Bariera językowa
Po miesiącu spędzonym w miejscach gdzie dzieci nie mówią po polsku, Tosia chyba postanowiła że ważniejsza jest po prostu zabawa i język ciała jest w tej kwestii wystarczający. No może jeszcze dwa słowa:
- ola
- gracias
Place zabaw oraz miejsca z dużą ilością dzieci stały się jednym z ważnych punktów naszego zwiedzania. A Tosia jest ogromnie przeszczęśliwa że może bawić się z ludźmi jej wzrostu. (No może poza kwestią zabaw z załogą statku na którym pływaliśmy po Galapagos – choć byli trochę więksi zabawa w szukanego wychodziła chyba całkiem nieźle)
Nie martwcie się wasze dziecko poradzi sobie w kwestiach kulturowych i językowych lepiej niż Wy.
Podróż
W Peru dzieci do lat 4 (czasem 5) nie muszą mieć osobnego biletu w autobusie, a jak się go kupuje, to wynosi 80%. Cudowne rozwiązanie, szczególnie jeśli uda się znaleźć w autobusie, w którym są dodatkowe wolne miejsca. Jeśli nie – cierpisz.
Bagaże i długość podróży – Tośka już nosi swój własny plecak i jest z tego dumna. Jednak i w ciągu dnia i tak należy być przygotowanym na jakieś 60% swojego „zwykłego planu”, bo prędzej czy później trzeba małą wziąć na ręce albo „na barana”.
Nocne podróże autobusem. Świetny pomysł z czasów studenckich – oszczędza się czas i pieniądze zamiast noclegu, a dziecko sobie śpi wygodnie na Tobie. Musisz się jednak liczyć z tym, że po dojeździe na miejsce i tak pierwsze 6 godzin będziesz próbować za wszelką cenę odespać ten horror. Ale chyba i tak lepiej tak – kiedy na zewnątrz jest chłodno, niż gdyby Tośka miała po nas skakać przy +30 przez 12 godzin na 1 metrze kwadratowym…
Jedzenie
Rozsądnym rozwiązaniem jest zamawianie dwóch porcji – jeśli się je w porządnej knajpie, to starcza dla całej trójki z okładem. Jeśli jednak wybierze się w lokaleskiej knajpie Menu del Dia, dostanie rozgotowaną kukurydzę i 1/8 świnki morskiej wyprażonej na skwarki, to i 4 talerzy nie starczy…
Ten dział to super pomysł. Piszcie jak najwięcej. Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
A może cos o szczepieniach dorzucicie? Pozdrawiam, a stronke dodaję do ulubionych w pracy 🙂
PolubieniePolubienie
Super pomysł z tym działem! Zamieszczajcie wszystko co się tylko może przydać, na pewno wykorzystamy już niebawem 🙂
PolubieniePolubienie
Pozdrawiam, podziwiam i życzę wielu nowych wrażeń. Może po powrocie pomyślicie o książce.
PolubieniePolubienie
Michał, Twój wpis „A wszystko zaczyna się w naszych głowach” pokazuje jak ważny dla waszego stadła jest ten cudowny wyjazd. Nigdy w normalnym kieracie nie moglibyście mieć tylu obserwacji i tak bliskiego kontaktu z Tońką w warunkach „ekstremalnych”. Jesteś super tatą.
PolubieniePolubienie
Matko – wpis był mój nie Michała! ale obserwacje wspólne:)
PolubieniePolubienie
Ups! No to jesteście super rodzice!
PolubieniePolubienie
cały czas wracam do tego działu:) te postępy językowe są niezwykle ciekawe. pozdrawiam!
PolubieniePolubienie